X
X
Menu główne
Menu kategorii
facebook

Być inspiracją dla klienta – Ela Przygrodzka o zawodzie instruktora fitness

14 sie 2020

"Z tego nie da się żyć" – to słowa, które bardzo często słyszą ludzie z pasją na początku swojej drogi. Ela Przygrodzka udowadnia, że jest inaczej. Marzysz o karierze instruktora fitness? Dowiedz się od doświadczonego eksperta jak osiągnąć sukces w branży! 

Mam dziś przyjemność porozmawiać z Elą Przygrodzką – pasjonatką sportu, a w szczególności zajęć grupowych, instruktorem fitness z kilkunastoletnim doświadczeniem, trenerem personalnym, specjalistą ćwiczeń siłowych, szkoleniowcem i ekspertem branżowym. Instruktor Les Mills® CXWORX, GRIT, Sh’bam, Bodyjam, Bodybalance, Bodypump, a także Advanced Instructor Bodycombat, akredytowany instruktor REPs Polska (EQ Level 4). Współautorka projektu Biblioteka Ćwiczeń®, którego start nastąpi jesienią.

***

Elu, bardzo dziękuję za możliwość rozmowy z Tobą. Zanim zagłębimy się w temat biznesu w świecie fitnessu, chciałabym abyśmy wróciły do początków. Czy pamiętasz moment, kiedy pojawiła się u Ciebie ta iskierka i pomysł, aby zostać instruktorem fitness?

Oczywiście! Pierwszy raz poszłam na zajęcia jako uczestnik mając 15 lat i będąc zwolniona z w-f w szkole… Wyciągnęła mnie przyjaciółka, która chodziła do „klubu” od pół roku. Klub to trochę duże słowo jak na miarę dzisiejszych klubów, a jednak na tamten czas wydawało się to miejsce wręcz magiczne. Ogromna sala gimnastyczna, na której zmieściłoby się i 200 osób, wynajmowana obok basenu i szkoły, zajęcia tylko po południu, w dzień obiekt zamknięty. Po jakimś czasie pojawiła się tam mała siłownia dla kobiet. Pracowali tam cudowni instruktorzy, którzy sprawili, że już po kilku miesiącach miałam ochotę skończyć kurs i prowadzić zajęcia, one też pokierowały mnie do – moim zdaniem jednej z najlepszych w kraju pod kątem szkoleniowców i zróżnicowania kursów – placówki, w której robiłam nie tylko pierwszy, ale też mnóstwo kolejnych kursów – Euro Fitness School w Bielsku-Białej, prowadzonej w cudownej rodzinnej atmosferze przez państwa Markowskich.

Czy wtedy również pojawiła się myśl, aby nie zatrzymywać się jedynie na posiadaniu kilku swoich godzin, ale spróbować też czegoś więcej?

Nie było łatwo dostać swoje godziny! To nie te lata, kiedy kluby rosły jak grzyby po deszczu, a każdy był świetnie wyposażony… Na pojedyncze godziny trzeba było kursu, praktyki, doświadczenia, a potem ktoś ewentualnie dawał szansę i klienci weryfikowali, czy słusznie poprzez frekwencję. Początkowo traktowałam tę pracę jako miłą perspektywę dorobku na studiach (nie jestem z wykształcenia instruktorem, nie studiowałam też na AWF)… W końcu płacili mi za to, że ćwiczę z klientami. Szybko jednak zweryfikowałam to podejście i… Wciągnęło mnie tak, że już na trzecim roku studiów wiedziałam, że w zawodzie nie popracuję… Muszę być instruktorem na pełny etat. Znajomi pukali się w czoło… Z tego się nie da żyć – ciągle to słyszałam. Ale wtedy działalność zaczęła sieć Pure, później przekształcona w Jatomi, i to tam przepracowałam kolejnych 9 lat…

Co według Ciebie oznacza „biznes instruktora fitness”?

Biznes instruktora? Mogłabym o tym napisać książkę, ale pewnie każdy z nas ma swoje własne podejście… Dla mnie praca instruktora zaczyna się już w szatni albo i recepcji… to tam poznaje klientów i zachęca do uczestnictwa w zajęciach, a pracownikom recepcji opowiada o swojej pracy. Jeśli jest pasjonatem – jak większość dobrych instruktorów – szybko zarazi wszystkich i nie tylko wypełni salę, ale też sprawi, że recepcja z przyjemnością poleci jego zajęcia. Mam przyjemność pracować z takimi instruktorami w wielu klubach. Instruktor prowadzi zajęcia z gotową choreografią albo własne, ale przecież podstawowe ćwiczenia są zawsze te same… więc naszym biznesem jest budowanie atmosfery na zajęciach w taki sposób, by klient wracał zmotywowany i uśmiechnięty, by na Sali zapominał o swoich problemach i sprawach dnia codziennego, by przez te 45 minut był całym sobą tylko z nami. A to, że przy okazji robi dobry trening, dostaje uwagi, jak ma ćwiczyć poprawnie, robi postępy – to już są najlepsze owoce całej instruktorskiej działalności. Dobre zajęcia fitness to dobry trening – nie bezcelowe podskoki. Zresztą, na szczęście, myślę, że większość ludzi już o tym się przekonała… Kto jeszcze nie jest pewien, zapraszam serdecznie! A jednak praca instruktora nie kończy się po wyłączeniu muzyki. Klienci mają pytania, oczekiwania, chcą kontaktu, chcą więcej… Na pewno trzeba samemu stawiać granice i podejmować świadome decyzje, na ile tych klientów wpuszczamy do swojego życia… Nie ma nic złego w fitnessowych przyjaźniach, ale instruktor musi być świadomy, że tego właśnie chce. Klienci często odnajdują nas na Facebooku i Instagramie, szukają dodatkowego kontaktu, chcą się inspirować i motywować także instruktorską codziennością… A ona jest zawsze szalona, zawsze kolorowa! Jestem daleka od twierdzenia, że instruktor jest ideałem, ciągle fit… A jednak myślę, że jeśli chcemy być inspiracją i motywacją dla klienta – a przecież na tym polega nasz biznes – to musimy podążać drogą, którą wskazujemy innym. Bardzo podoba mi się to, że coraz więcej instruktorów to rozumie i dzięki temu – są autentyczni w swoim przekazie. A to dla klientów pozostaje najważniejsze.

Być inspiracją dla klienta – Ela Przygrodzka o zawodzie instruktora fitness

Jesteś obecna w zawodzie od kilkunastu lat. Jak w tym czasie zmieniały się trendy w polskim biznesie fitness?

To już chyba zupełnie odrębny temat! Myślę, że trendy fitnessowe zataczają swoiste koła… Kiedy zaczynałam pracować, „na topie” był step choreograficzny, choreografia płaska tzw. Dance albo fat burning… My na tych stepach układaliśmy całe prawdziwe skomplikowane choreografie, a nasi klienci za nimi nadążali! Dziś takich zajęć jest zdecydowanie mniej, choć znam fitnessowych weteranów, którzy je uwielbiają… Pamiętam, jak do Polski wchodziła zumba, potem bokwa, w końcu popularne zrobiły się zajęcia bardzo intensywne, prym wiodły tabaty, boot campy, runmageddon i inne biegi przeszkodowe… Zajęcia przygotowujące do nich były niezwykle intensywne, dla klientów, którzy jakąś formę już mają… Myślę, że to właśnie wtedy klienci zaczęli rozumieć, że mit o miłej pani machającej hantelkiem o wadze 0,5 kg to tylko mit… Zupełnie osobnym nurtem były i do dziś pozostają rowery, indoor walking… Potem hitem były trampoliny, które ja do dziś uwielbiam, choć wiem, że największa moda na nie też już przeminęła – ale każde z tych zajęć pozostają ulubionymi dla niektórych klientów i dlatego nigdy nie tracą racji bytu. Wreszcie pojawił się trening funkcjonalny, a klienci – może zmęczeni hardcorowymi zajęciami – zaczęli doceniać formy intensywne, ale wszechstronne, jak np. trudny, ale piękny trening bodyart czy deep work… A potem znane od dawna, jak pilates czy stretching. Zupełnie osobną grupę zajęć stanowią zajęcia z gotową choreografią – jak np. zajęcia sztandarowe tworzone dla danych sieci (kiedyś dla Pure, obecnie takie programy posiada Holmes Place) czy znane na całym świecie Les Mills, które również mają szeroką rzeszę fanów i cały wachlarz programów – od łagodnych (np. bodybalance), przez wzmacniające (np. bodypump), aż po intensywne i bardzo intensywne (np. bodycombat czy grit)… Faktem jest, że te trendy krążą, ciągle powracając, niektóre zajęcia wracają znów do „łask”, a w międzyczasie ciągle pojawiają się też nowości – i to właśnie jest najbardziej fascynujące w tej branży.

Trudno byłoby również nie poruszyć tematu pandemii i lockdownu. Z tego też powodu wielu instruktorów, ale i siłowni uruchomiło działalność online, która wciąż jest aktywna. Czy z biznesowego punktu widzenia uważasz to za dobre dopełnienie do treningów live?

Treningi online istniały już długo, tyle że stanowiły naprawdę znikomy procent biznesu w branży. W tej chwili popularyzują się coraz bardziej. Odpowiednio prowadzone, rozgrywane jako atrakcyjny dodatek do karnetu, który pozwoli klientowi korzystać z usług klubu w każdym momencie, lub też jako dorobek dla instruktora – który np. prowadzi w klubie mniej zajęć, ponieważ dotknęły go cięcia budżetowe po pandemii, ale zajęcia online prowadzi codziennie – są świetnym narzędziem. Warto docenić online jako nie tylko przyszłościową opcję dla klubów, ale też idealne narzędzie do budowy marki osobistej w sieci, rozpowszechniania i popularyzowania swoich zajęć i dzielenia się inspiracjami, budowania lojalności klientów (którzy mogą korzystać z naszych zajęć jeszcze częściej). Jednak uważam też, że instruktor powinien sam dla siebie zbilansować te dwa rodzaje kontaktu z klientem i znaleźć najlepszą metodę dla własnej marki. Myślę, że kontakt osobisty jest bardzo ważny i nigdy, w żadnej, najlepszej nawet aplikacji, nie zostanie w 100% zastąpiony. Dodam, że choć sama uważam online za narzędzie potrzebne i przyszłościowe, nie przepadam za prowadzeniem takich zajęć… Moją bajką są te hektolitry przelanego na Sali potu, wraz z którym zacieśniają się więzi w grupie, która wspólnie z instruktorem odnosi sukces w postaci świetnego treningu… Ekran i mówienie do kamery nie leży w moim fitnessowym świecie… A jednak gdy nie było innej opcji – w okresie lockdown – cieszyłam się, czytając komentarze klientów, którzy trenowali uparcie nadal, bo wiedziałam, że to jedyna metoda kontaktu. Może potrzebuję jeszcze czasu, by sama znaleźć własną formę takich zajęć?

Jak oceniasz – czy w Polsce łatwo jest być fitnessowym przedsiębiorcą?

Niestety, ale nie. Nie wiem, czy to kwestia wyłącznie Polski – poza krajem prowadziłam zajęcia jedynie w Wielkiej Brytanii i to krótko. Jednak wiem, że w naszym kraju nie jest łatwo dostać zajęcia i je utrzymać, zwłaszcza w mniejszych i średnich miastach. Instruktorzy często pracują na śmieciowych umowach, a niektórzy – nawet z wyboru – „na czarno”, bo dzięki temu dostają troszeczkę wyższe stawki. Co prawda, rozrzut stawek jest gigantyczny… A jednak patrząc na średnią (weźmy pod uwagę, że spadła po pandemii) – instruktor dostaje około 65 zł za godzinę. Oczywiście, pomijam osoby z wielkim doświadczeniem albo bardzo znane. Ale przecież instruktor nie przepracuje 40 h na Sali fitness w tygodniu, a przynajmniej nie pociągnie w ten sposób długo – i mówię to z perspektywy osoby, która była w tym właśnie miejscu, prowadziła około 40 godzin w tygodniu i dobrze wie, jakim zmęczeniem to owocuje. Poza tym w Polsce wiele możliwości jest ograniczonych; instruktorowi nie jest łatwo awansować, nawet w ramach branży fitness. Na wyższe stanowiska często zatrudniane są osoby spoza branży – oczywiście, jest to niejednokrotnie dobry wybór, ale zamykający drogę dla instruktora. Kluby, zwłaszcza po epidemii, wycofały się z licencji Les Mills, a wielu instruktorów inwestowało w rozwój w tych programach. Szkolenia często nie są finansowane przez kluby, a są bardzo drogie. Instruktor chciałby prezentować się jak prawdziwy przedsiębiorca w swojej branży, ale sportowe ubrania też nie są dofinansowywane przez kluby, ani tanie. Nie wspominam nawet o podstawowym narzędziu pracy – butach, muzyce, mikroporcie. Wypadałoby mieć własną słuchawkę, zwłaszcza w dobie epidemii… Dobrej jakości może kosztować nawet około 1000 zł. Nie każdy klub zapewnia instruktorom muzykę licencjonowaną, z której mogliby korzystać bez obaw. Niektóre kluby nie mają mikroportów – a jak tu pracować np. 3 godziny z rzędu, na Sali o powierzchni 200 mkw, przekrzykując muzykę… Oczywiście, nie sądzę, że są to utrudnienia spotykane wyłącznie w Polsce. Ale na pewno w naszym kraju są bardzo powszechne.

Być inspiracją dla klienta – Ela Przygrodzka o zawodzie instruktora fitness

Jakie posiadane cechy w zawodzie instruktora mogą pomóc, a jakie należałoby dopracować przy prowadzeniu działalności?

Instruktor fitness to… W mojej głowie, przede wszystkim, świetny specjalista. Żeby poprowadzić własną fitnessową markę i działalność, warto zastanowić się, jakie zajęcia są naszą wizytówką i w tym kierunku się rozwijać. Moją na pewno są zajęcia dynamiczne i energetyczne (np. airfit, bodycombat), choć lubię prowadzić spokojne formy, ale wiem, że najlepiej sprawdzę się tam, gdzie potrzeba dużo energii… i dlatego w tym właśnie kierunku się rozwijam. Kolejną ważną cechą jest przebojowość – nawet osoby na co dzień nieśmiałe mogą być przebojowe, tzn. potrafią zadbać o swój interes. I tak, dokładnie to mam na myśli: znam niejednego nieśmiałego instruktora fitness. A mimo to gdy wychodzi przed ludzi, zmienia się zupełnie. Bo jest pewien tego, że doskonale wie, co za chwilę zrobi. Instruktor prowadzący własny biznes musi być zorganizowany – nieraz fitness to logistyczne wyzwanie, trzeba przejechać z miejsca na miejsce, być na czas, mieć zapasowy strój… i charyzmatyczny – by porywać nowych klientów na swoje zajęcia i utrzymać ich lojalność. Przede wszystkim też musi wiedzieć, że w tej branży nie ma pojęcia "dość". Szkoleń i rozwoju nigdy nie będzie dość. Klienci docenią każdą nowość, każdą poprawkę, każdy element, który im wytłumaczymy. A instruktor, im więcej wie, tym ma lepszą samoocenę i nie obawia się, że ktoś zabierze mu zajęcia. Bo dobry instruktor jest zawsze sercem prawdziwego klubu fitness.

I na zakończenie – co możesz doradzić osobom, które myślą o bardziej biznesowym charakterze swojej pracy jako instruktora, jednak wahają się wykonać ten krok?

Nie wiem, czy jestem dobrą osobą do takich rad. Ja nie myślałam biznesowo, bo byłam na to za młoda i miałam inne plany. Życie pisało swój własny scenariusz i tak jestem tu gdzie jestem i nigdzie indziej nie idę – chcę dalej się rozwijać i prowadzić zajęcia co najmniej kolejne 13 lat! A jednak jeśli wahasz się, czy bycie „zawodowym” instruktorem i budowanie swojej marki jest dla Ciebie, odpowiedz sobie na kilka pytań. Zastanów się, jak wyobrażasz sobie swój biznes za 10 lat. Czy chcesz prowadzić zajęcia? A może marzysz, by być szkoleniowcem? Planujesz prowadzenie własnego klubu? Sieci? Może chcesz łączyć dietetykę albo treningi personalne i fitness? Nie ma rzeczy niemożliwych. Zapamiętaj, jaki masz plan i zacznij prowadzić zajęcia – najlepiej kilka godzin tygodniowo, dobrze jest też sprawdzić się na zastępstwach, które zawsze są wyzwaniem. W ten sposób przekonasz się, czy prowadzenie zajęć Cię wciąga i chcesz mieć ich więcej, czy też w obliczu fizycznego zmęczenia nie masz na to ochoty. Jeśli myślisz o tym, by dodać sobie kolejne godziny, bo uzależnia Cię energia płynąca od ludzi na Sali… Witam w fitnessowym świecie. Czuję, że się tam spotkamy ?

Dziękuję za rozmowę!

Polecamy także:

W jaki sposób zostać trenerem gwiazd? Wywiad z Patrykiem Puczyłowskim

x
Zapisz się do newslettera