Instruktor fitness – w wyobraźni zasadniczej większości społeczeństwa osoba młoda, wysportowana, energetyczna. Dobrze wygląda, ćwiczy bo lubi, zawsze jest w formie. Czy życie zawodowe instruktora fitness trwa tylko do 30-tki? I czy można zarobić na swoje utrzymanie pracując wyłącznie na sali fitness? Nad tym zastanawia się niejedna osoba, która pierwszy raz wchodzi na salę fitness i zakłada mikrofon…
Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie zadane w tytule artykułu. Nie każdy chce angażować się w pełnym wymiarze w pracę tak zmienną, jaką jest funkcja instruktora fitness, a jest to zawód wymagający wielkiego zaangażowania w pracę z ludźmi i dużej wiedzy z zakresu sportu. Im więcej rodzajów zajęć fitness instruktor prowadzi – tym większe muszą być jego umiejętności i możliwości. Prowadzący sam musi być w stanie wykonać ćwiczenia, które demonstruje na zajęciach, a jednocześnie – być w stanie skoncentrować się na ludziach i korygować ich błędy. Do tego dochodzi muzyka, której trzeba słuchać i własna technika, której wypadałoby dopilnować… Kosztowne niejednokrotnie szkolenia, w których nie tylko chce się uczestniczyć, ale wręcz – trzeba na nich być, by szukać nowych inspiracji i wiedzy, po to żeby ciągle się rozwijać, bo takich właśnie instruktorów lubią klienci… Instruktor musi mieć dobre buty, bo jego nogi są jego narzędziem pracy, strój sportowy jest jego wizytówką, a klienci zwracają na wizerunek uwagę…
Powyższe argumenty pokazują, że aby być instruktorem dłużej – może nawet bardzo długo – trzeba to kochać. Skoro to wiemy, pozostaje tylko jedno pytanie: czy z tej pasji można zrobić sposób życia? Czy jesteśmy w stanie zapłacić rachunki, pracując „etatowo”, czyli w pełnym wymiarze godzin, na sali fitness? I co znaczy „pełny wymiar godzin” w pracy fizycznej jaką jest instruktor fitness.
Wiele zależy od miasta, klubu w którym pracujemy, naszego doświadczenia – bo od tego zależne są stawki godzinowe. Mogą one być naprawdę dobre, ale nie dajmy się zwieść pozorom: instruktor nie przepracuje przecież etatu w znaczeniu 160 h w miesiącu, a jego praca jest pracą fizyczną. Tu należy podkreślić, że w tej pracy bardzo ważne są też możliwości kondycyjne naszego organizmu. Żeby móc poprowadzić x godzin zajęć w tygodniu i naprawdę utrzymywać się z tego, ciało musi mieć czas na regenerację, a my musimy być w odpowiedniej formie, by nie ryzykować kontuzją – która wyłączy nas z pracy na jakiś czas. Może też dlatego wiele osób preferuje łączenie prowadzenia zajęć fitness i treningów personalnych (tu nie muszą ćwiczyć z klientem) lub z pracą etatową, (która daje zabezpieczenie finansowe). Wreszcie, jeśli już rzeczywiście osoba pracująca jako instruktor w pełnym wymiarze chce jechać na urlop czy złapie kontuzję – niestety, ale najczęściej zostaje bez niczego. Instruktorzy pracują zwykle na zleceniach lub umowach B2B (wielu pracuje nadal również bez żadnych umów, najczęściej z własnego wyboru – bo to pozwala na wynegocjowanie odrobinę wyższej stawki…). Te formy zatrudnienia nie przewidują płatnych urlopów czy zwolnień lekarskich… Pozostaje też problem znalezienia zastępstwa – nawet w dużych miastach nie jest to łatwe, bo wielu instruktorów po prostu nie chce brać dodatkowych godzin, choćby ze względu na regenerację, a dodatkowo – mają swoje własne zajęcia i zwyczajnie nie zawsze zdążą, nie każdy prowadzi wszystkie formy fitness, etc…
Być może właśnie z tych powodów w niektórych krajach – w tym m.in. w Niemczech – instruktor fitness nie jest traktowany jako osobny zawód. Osoby prowadzące zajęcia, mają swoją pracę regularną, która zapewnia im nie tylko podstawowe świadczenia, ale też zabezpiecza finansowo na pewnym poziomie, a zajęcia fitness traktują jako dorobek, dodatkowe pieniądze, ale prowadzą je – mimo wszystko – głównie z pasji. Takie podejście okazuje się na pewno zdrowsze, zwłaszcza w nieprzewidywalnych sytuacjach, a przecież niedawno się z takową zmierzyliśmy – w czasie pandemii mnóstwo instruktorów (i trenerów personalnych) zostało bez żadnego źródła dochodu, skazanych na swoje oszczędności, jeśli takie posiadali, na pomoc od Państwa, ewentualnie pojedyncze zajęcia online. Sytuacja wszystkich zaskoczyła, wielu z nas nie odnajdywało się przed kamerą, więc rezygnowali z zajęć online… I nagle okazywało się, że trzeba awaryjnie szukać pracy, co w czasie pandemii nie było łatwe.
Bez względu na trudności osobiście uważam, że praca instruktora może być nie tylko pasją, dorobkiem na kilka godzin w tygodniu… Przynosi ona ogromną satysfakcję, jest elastyczna, a efekty klientów dają ogromną radość i są najlepszą zapłatą za każdy wysiłek… Jeśli poznasz i dobrze przekalkulujesz możliwości swojego organizmu – także rozłożenie zajęć nie powinno być problemem. I choć praca ta będzie wymagająca, na pewno też będzie przynosić ogromną satysfakcję. To świetne doświadczenie, które może także budować przyszłość w branży fitness – niejednokrotnie łatwiej jest awansować i np. zajmować się koordynowaniem grafiku w klubach czy w sieci jeśli już ma się doświadczenie od strony prowadzenia zajęć. Im więcej godzin przepracowanych na sali – tym większe i pełniejsze doświadczenie, tym lepszy instruktor.
Zanim jednak podejmiesz decyzję, pamiętaj, że jest kilka pułapek. Pierwsza z nich to wypalenie – kiedy wchodząc na salę widzisz, że kolejny raz robisz te same ćwiczenia, te same zajęcia, nawet muzyka jest podobna i nie zapowiadają się żadne zmiany, łatwo popaść w rutynę, która dla klientów oznacza często nudę. Dlatego warto z głową gospodarować własnym czasem – dobór zróżnicowanych form zajęć nie tylko pozwala nam na zachowanie równowagi własnej aktywności, ale też wprowadza urozmaicenie w pracy. Podobnie łatwo można „wpaść” biorąc na siebie np. 4 godziny maratonu zajęć (nie mówię bynajmniej o zastępstwie) – bo zamiast czerpać przyjemność z kontaktu z grupą, instruktor myśli tylko o tym, że jest już zmęczony. Przykłady tego typu można ciągnąć prawie w nieskończoność, a każde podejście do pracy instruktora znajdzie swoich zwolenników i przeciwników.
Dlatego właśnie obie decyzje mają sens – zarówno traktowanie pracy instruktora jako wyłącznie pasji, dodatkowego zajęcia, jak i uczynienie z niej sposobu na życie (kto powiedział, że wykonywany zawód nie może być pasją? Mój jest i to od lat!). Najważniejsze to podjęcie świadomej decyzji i dokonanie własnego wyboru.
Celem napisania tego artykułu zrobiłam małą ankietę na moich mediach społecznościowych – gdzie mam wielu znajomych instruktorów, trenerów, ale też klientów. W ankiecie zagłosowało 79 obserwujących i tylko 5 powiedziało, że instruktor fitness to zawód… 94% - czyli dokładnie 74 głosy – zostało oddane na „pasję”.
Zanim ktoś powie „ach, czyli jednak nie jest to praca zarobkowa”, muszę dodać wyjaśnienie, którym chciałabym zakończyć ten artykuł.
Instruktor fitness to pasja. Pasja do sportu, kontaktu z ludźmi, ciągłej nauki, ciągłego ruchu, ciągłego rozwoju. Pasja do robienia więcej niż inni, pasja do działania i jednoczenia grupy. Instruktor – to pasja, która staje się sposobem na życie i tylko dlatego została nazwana zawodem.
Myślę, że wielu instruktorów i trenerów utożsamia się z powyższym stwierdzeniem i mogłoby podeprzeć moją wypowiedź historią o tym, jak zmienili pracę biurową na zawód instruktor – bo wraz z prowadzeniem coraz większej ilości zajęć ten sportowy świat „wciągał ich” coraz bardziej… I zrozumieją to tylko ci, którzy sami poczuli magię prowadzenia zajęć grupowych, a potem dokonali własnego wyboru: czy chcą mieć swoją dodatkową pasję, czy podjąć rękawicę i zostać instruktorem full time.
Artykuł eksperta - Ela Przygrodzka
Pasjonatka sportu, a w szczególności zajęć grupowych, instruktor fitness z kilkunastoletnim doświadczeniem, trener personalny, specjalista ćwiczeń siłowych, szkoleniowiec i ekspert branżowy. Prowadzi wszelkie zajęcia grupowe – od pilates, zdrowego kręgosłupa, aż po indor cycling czy trampoliny. Instruktor Les Mills® CXWORX, GRIT, Sh’bam, Bodyjam, Bodybalance, Bodypump, a także Advanced Instructor Bodycombat, akredytowany instruktor REPs Polska (EQ Level 4). Master Trener i współautorka programu MyOver40, uczestniczka wielu szkoleń i debat, autorka artykułów branżowych.